5 lat w Kanadzie (część II)

Na wstępie chciałabym bardzo podziękować za wszystkie komentarze, wiadomości na instagramie dotyczące postu "5 lat w Kanadzie (część I). To udowodniło, że temat Was zainteresował i, patrząc po statystykach, chętnie go czytaliście.

Pora na kolejny etap mojego życia w tym kraju. Przypomnę, że w poprzedniej części była mowa o wizie turystycznej i związanych z tym perypetiach.
Przejechałam prawie całą Kanadę by dowiedzieć się czegoś więcej, ale tym razem o wizie pracowniczej. Miało być LMO(LMIA), a przeczytacie, że skończyło się inaczej.
Miałam szczęście, że trafiłam w dobre ręce. C. okazał się bardzo serdeczną osobą, ale mi wciąż było mało. Łaknęłam polskości za wszelką cenę.
Koniecznie chciałam poznać innych polaków. Doskwierała mi straszna samotność i przygnębienie.
Przyjeżdżając do Edmonton, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że moje problemy mogą dopiero się zacząć, ale o tym już trochę napisałam w I części.

Do dziś zastanawiam się co mną kierowało, że tak walczyłam aby zostać w tym kraju. Przecież nie byłam szczęśliwa, choć też nie było mi aż tak źle.
Myślę, że to była moja upartość i zawziętość. Chciałam udowodnić innym, że Kanada nie była moją kolejną ucieczką od codzienności, czy kolejnym kaprysem i byle jakim pomysłem na siebie.
A może kierowała mną adrenalina, która towarzyszyła mi przy każdym procesie imigracyjnym?

Pewne jest to, że wciąż tu jestem, a ta droga była poprzedzona wieloma kłodami rzucanymi mi pod nogi. 





Teraz skupie się na jednej z nich i wyjaśnię co to jest International Experience Canada, w skrócie IEC.
Kanadyjski rząd daje nam możliwość przyjazdu na rok i zapoznania się z lokalną kulturą przy czym mamy możliwość popracować. Wystarczy spełnić kilka warunków.
Jednym z nich jest wymagany wiek w przedziale 18-35 lat.

Wszystkie potrzebne informacje znajdziecie pod tym linkiem:

http://www.cic.gc.ca/english/work/iec/eligibility.asp

Postaram się w dużym skrócie opisać jak to u mnie wyglądało. Jeśli Was to nie interesuje, to pomińcie i doczytajcie jak minął mi ten rok.

Są trzy rodzaje IEC:
1. Working Holiday.
2. Young Professionals.
3. International Co-op Internship.

Przy czym na pierwszą opcję jest aż 600 miejsc, a kolejne dwa chyba po 50, ale nie chciałabym wprowadzić w błąd. Podkreślam tylko tą dużą różnicę między nimi. 

Ja starałam się o Working Holiday. To było najłatwiejsze i bez żadnych komplikacji.
Kiedy ja aplikowałam, losowanie odbywało się całkiem na innych zasadach. W 2014 roku polegało na tym, że kto pierwszy ten lepszy. Na stronie rządowej trzeba było śledzić informacje kiedy pojawi się data i godzina otwarcia programu. Pamiętam tylko tyle, że była to godzina 8.00 rano lokalnego czasu (Edmonton). Niestety nie miałam wtedy dostępu do komputera, więc znajoma zaoferowała swoją pomoc. Skorzystanie z niej miało później kosztować mnie wiele nieprzyjemnych historii, ale kto by się przejmował. Nie pierwsza i nie ostatnia taka heca. 
Wracając do tematu. Byłyśmy obie w gotowości, ona przy komputerze, ja przy telefonie z paszportem w ręku.
Losowanie polegało na jak najszybszym wypisaniu podstawowej ankiety, która gwarantowała przejście do kolejnego etapu. Ja po 12 minutach byłam 400 któraś tam na 600 możliwych miejsc. 
Radość była przeogromna. Tym bardziej, że nie zakładałam by było inaczej. Nie miałam planu C.
Plan A było LMO, a plan B- IEC.

Jak już miałam ten etap z głowy, to następny należał już tylko do mnie.
Musiałam skompletować dokumentacje.

1.Paszport biometryczny- radzę wyrobić go zanim zdecydujecie się na ten program. Zaoszczędzicie sobie kłopotów i stresu.

2. Złożenie wniosku o zaświadczenie o niekaralności. Miałam to szczęście, że mój tata zawsze miał przy sobie moje upoważnienie, które mu zostawiłam wyjeżdżając z Polski, więc  poszło gładko. Takie zaświadczenie jest ważne 6 miesięcy.
Dodam również, że trzeba je mieć z każdego kraju, w którym przebywało się powyżej 6 miesięcy ciągiem, czyli bez przerwy. 

3. Resume (CV)- tu radzę naprawdę solidnie do tego podejść. Jeśli planujecie zostać na dłużej w tym kraju, nie wystarczy wpisać co nam się żywnie podoba. Jeden z takich resume może być Waszym dowodem o uczciwości lub jej braku. 
Dlaczego?
W CV wpisujecie całą Waszą zawodową historię. Jeśli będziecie starać się o kolejne wizy będziecie musieli ponownie wypełnić te same aplikacje. Dziwnie by było gdybyście przedstawili kilka różnych resume, prawda?
Odbiegając daleko w przyszłość, kiedy będziesz chcieć aplikować o Stały Pobyt, będziecie musieli zdać pisemne sprawozdanie z Waszej przeszłości z przed 10 lat i nie ma mowy o pominięciu ani jednego dnia.

Jeśli już masz naginać swój życiorys, zrób to mądrze i umiejętnie.

Może spotkaliście się z opinią, że kanadyjczycy są uczciwi i żyją zgodnie z prawem. Dzieci w szkole są surowo karane za ściąganie- wątpię żeby w ogóle wiedzieli co to jest ha ha. 
Nie spotkacie się z radami, w których dostaniecie zielone światło na małe podkolorowanie swojej aplikacji. Nikt głośno Wam nie powie czy Wasz zwariowany plan jest w porządku. Za to usłyszycie 100 powodów dlaczego będzie złym pomysłem.

Czemu to piszę?
Nie raz spotkałam się z tego typu sytuacjami na forach, kiedy inni radzili aby postępować zgodnie z prawem. Rządu imigracyjnego się nie oszuka, brak elastyczności. Jednym słowem zastraszanie.

Mi się poszczęściło i trafiłam na bystrych pomocników, którzy pomogli stworzyć mi moją historię, która trwa do dziś. Podkreślę, że wtedy nie miałam zielonego pojęcia o takich forach i grupach. Chwała za to.


4. $2500 - jest to kwota, która jest wymagana aby uczestniczyć w tym programie. Wydawać się może, że są to ogromne pieniądze, trudne do zdobycia lub do zaoszczędzenia. Tu polecam uruchomić swoją kreatywność. Każdy z nas ma ciotkę, wujka, brata, rodziców, itp którzy mogliby "na krótką chwilę" wesprzeć Twój pomysł.

5.Ubezpieczenie- ja wykupiłam sobie najtańsze, Planeta Młodych za 270 zł. Nie zależało mi zbytnio na tym, bo wiedziałam, że w Albercie dostanę Health Card po ukazaniu Work Permit (wiza pracownicza, w tym przypadku IEC).  Niestety miałam okazję przekonać się dwa lata później, że zapewnienia Pani sprzedawczyni niekoniecznie pokryły się z rzeczywistością. Wylądowałam w szpitalu, a mój Health Card wygasł. Mój chłopak (dzisiejszy mąż) połączył się z infolinią Planeta Młodych w celu dowiedzenia się, gdzie mają swoją placówkę. Uprzejma Pani poinformowała nas, że niestety, ale nie ma takiej w Edmonton i mogę starać się o zwrot kosztów po powrocie do kraju. Tu muszę dodać coś o co spierałam się z mężem. On uważa, że mogłam również starać się o zwrot będąc w Kanadzie i wysłać im rachunek.
No, ale cała przygoda skończyła się na tym, że nie musiałam płacić przed wizytą. Dostałam rachunek, a Ł. (mąż) skontaktował się z HC i anulowano mi mój dług. Udało mi się, bo niedługo później dostałam LMIA( o tym będzie osobny post).

6. Bilet w dwie strony - no i tu Was zaskoczę. Nie dość, że był to bilet w jedną stronę , to był to bilet powrotny. W poprzednim poście wspominałam, że w trakcie procesu o IEC byłam w Kanadzie.  Lecąc do Polski, na dwa tygodnie, miałam bilet w dwie strony, więc skorzystałam z niego wracając ponownie do kraju syropem klonowym płynącym. 

7. POE- list, który dostaje się na e-mail od biura imigracyjnego. Bez niego wszystko inne jest nieważne. 
Jak zdążyliście zauważyć moją skłonność do wpadania w tarapaty, to tu też nie obyło się bez potknięcia. Jadąc do Polski na wakacje, nie otrzymałam jeszcze POE. Powrót zbliżał się wielkimi krokami, a mój e-mail milczał jak zaklęty. Poratowała mnie znajoma, która podała mi e-mail, na który musiałam wysłać prośbę o sprawdzenie mojej aplikacji. Była możliwość, że została gdzieś zawieruszona. 
E-mail został wysłany. Czekałam. Był wtorek, a wylot miałam w sobotę. Po kilku godzinach dostałam wiadomość, a w niej POE. Kamień spadł mi z serca. Mogłam spokojnie wracać. 

8. ETA ankieta, którą musicie wypełnić na ich stronie. Wnieść opłatę w wysokości około $10 i czekać na e-mail. Ja jeszcze wtedy nie musiałam tego mieć.

Z tego co się orientuje, teraz proces wygląda całkiem inaczej. Teraz decyduje urzędnik, do którego trafi Twój wniosek o chęci udziału w tym programie.

UWAGA!

To wszystko co tu opisałam to są MOJE i TYLKO I WYŁĄCZNIE MOJE prywatne doświadczenia. 
Z każdym punktem podkreślam, że miałam szczęście na każdym etapie wizowym.
Mój powrót do Kanady na IEC przebiegł bez żadnych komplikacji.
Pan w okienku na lotnisku poprosił o paszport i POE, a po dwóch minutach miałam już wydrukowaną wizę.
Wiem, że każdy z nas może trafić na mniej lub bardziej przychylnego celnika, więc wciąż warto skrupulatnie podejść do tematu i na wszystko mieć rozsądną odpowiedź.

Tak to wyglądało ze strony imigracyjnej.


A jak wyglądał ten rok 2014/15? 

Wielkanoc 2015, Banff.



Wydawałoby się, że złapałam Pana Boga za nogi. Pełna życia singielka bez żadnych zobowiązań przeskoczyła kolejny etap w swoim życiu. 
Jeszcze wtedy byłam spragniona polskości. Wciąż poznawałam nowych ludzi, oczywiście polaków. Myślałam, że tak powinno być. Wszystko idzie w dobrą stronę. Śmiało można stworzyć swoją własną małą Polskę za Oceanem. 
Miałam pełno pomysłów. Trafiłam nawet na polską grupę Edmonton na facebook. Ohh, jaka to była radość. Grono znajomych się powiększyło. Zaczęły się wspólne wyjścia, imprezy, wypady nad jezioro. 
Nawet zbytnio nie protestowałam kiedy mój pomysł, zorganizowania pikniku w parku, został "skradziony" przez administratora tej grupy, który uważał, że jeśli będę robić to pod swoim nazwiskiem, to to się nie uda. Wtedy jeszcze byłam strasznie naiwna i bałam się, że to jest nielegalne. Ale na zdrowy rozsądek kto komu zabroni spotkania towarzyskiego? A jedynym benefitem było powiększone grono znajomych.
Cała organizacja spadła na moją głowę. Oczywiście nie robiłam tego sama, bo miałam kilka osób do pomocy. W tym pomagał mi mój zajęty kolega (teraz mój mąż ha ha), który nigdy mi nie odmówił pomocy. 
Piknik się udał. Pogoda dopisała. Frekwencja była super.
Dodam, że takiego drugiego spotkania już więcej nie było, a ja już nie należę do tej grupy na fb.
Streszczając tę sytuację, ogarnął mnie chwilowy smutek, ponieważ wtedy chyba wszyscy dobrze się bawili. 
Nie kojarzę żadnych plotek ani zawiści. 
Wniosek?
Uroki pierwszych spotkań. 

Czy cofnęłabym czas?
W żadnym wypadku. To była kolejna dobra lekcja życia. 
Jeśli kiedykolwiek przejdzie Wam przez myśl, że można stworzyć fajną ekipę na emigracji, to jesteście w błędzie. 
Ja byłam bardzo nakręcona na towarzystwo. Nie wyobrażałam sobie spędzić samotnie weekend w domu. Nie było miesiąca abym nie zorganizowała domówki lub nie poszła na imprezę. 
Oczywiście były i smocze opowieści, miłosne uniesienia (nie moje) jak z meksykańskiej telenoweli, ale wtedy traktowałam to jako niezłą zabawę.

Jak widać, oprócz stresu towarzyszącemu przy tym procesie wizowym, potrafiłam znaleźć czas na życie towarzyskie. Nie powiem, wylałam wiele łez w tym okresie, ale również dobrze się bawiłam.
Czar jednak prysł szybko, a imprezy przestały mnie bawić. Zaczęłam myśleć o tym, że chciałabym mieć osobę, na którą zawsze mogłabym liczyć i jej ufać. Niekoniecznie chodziło mi tu o związek. Ilość, nie świadczy o jakości.
Myślę, że pewna granica została przekroczona i zmęczyły mnie już ciągłe dramaty.
Jak przebywa się za granicą przez ograniczony czas (w przypadku Kanady ograniczeniem jest czas trwania wizy) człowiek nie liczy się z konsekwencjami swoich czynów. Wszystko traktuje się z góry, lekceważąco, a cała reszta jest ulotna.

Schody zaczynają się wtedy kiedy plany się zmieniają i pojawia się możliwość pozostania na stałe.

Wszystko trwa tylko chwilę.


Następnym etapem będzie LMIA (stare LMO) .

Podsumowując w kilku punktach te dwie części nazbierało się kilka wiz:

1. Pierwsza wiza na lotnisku.
2. Nieudane przedłużenie pobytu, więc musiałam przywrócić status.
3. Przedłużenie wizy po przywróceniu statusu- dało się.
4. IEC.

Ciąg dalszy nastąpi....



madziuchowe_life






Komentarze

  1. Na takich forach można się wiele naczytać, ale rzeczywiście też wystraszyć, dlatego lepiej, że nie miałaś o nich pojęcia. Ciekawy post, pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że ciąg dalszy nastąpi, bo bardzo ciekawią mnie te wszystkie aspekty życia w Kanadzie:)
    pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobry post. Mi sporo rozjaśnił w głowie, bo ostatnio interesuję się tym tematem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Post z pewnością przydatny :) Obserwuję i będę wpadać częściej :)
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie zamierzam tam jechać, ale post przydatny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Do Kanady nie zamierzam wyjechać, chyba że kiedyś tak na chwilę- pozwiedzać. Niemniej jednak podziwiam Cię za wytrwałość i odwagę.
    Bardzo wartościowy i przydatny post.

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny i ciekawy post. Bardzo dużo cennych informacji ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. wow, podziwiam przede wszystkim odwagę i zazdroszczę tej przygody życia!

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba jesteś typem pechowca, ale z drugiej strony trochę szczęścia też miałaś :D
    Ja pewnie po załatwieniu jednego czy dwóch papierów wróciłabym do domu ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem pod wrażeniem. Świetny artykuł.

    OdpowiedzUsuń
  11. Super wpis. Pozdrawiam i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

#49 RECENZJA "Nie ufaj nikomu" Kathryn Croft

#48 RECENZJA "Zerwa" (Tom V) Remigiusz Mróz

#56 RECENZJA " Orphan X. Człowiek znikąd"(Tom II) Gregg Hurwitz