Życie w Kanadzie według mnie

Mogłoby się wydawać, że jest to jeden z lepszych krajów do emigracji. Jest w tym jakieś ziarnko prawdy, ale według mnie nic poza tym.
Jakiś czas temu pisałam już o Kanadzie. Jak się tu znalazłam.
Jest to młodziutki kraj , w tym roku obchodziła zaledwie 150 lecie.Jest to drugi największy kraj na Świecie, lecz ludność jest mniejsza niż w Polsce.
Dzieli się na 10 prowincji i 3 terytoria. Poprzestane na tych informacjach, bo zawsze z geografii byłam słaba.
Chciałabym powiedzieć, że życie tutaj jest lekkie i przyjemne. Ludzie mili i życzliwi. Praca lekka, a pieniądze rosną na drzewie.

Pierwsza najbardziej upierdliwa rzecz w tym kraju - odległości. Prawda jest, że bez prawa jazdy nie ma szans na szybkie przemieszczanie się z punktu A do punktu B.
Żeby pojechać na zakupy trzeba liczyć się z odległością minimum 1 km. A co do zakupów - alkoholu i papierosów nie kupisz w supermarketach. Po alkohol trzeba wybrać się do specjalnego sklepu, gdzie go sprzedają. Tak samo tyczy się tytoniu. Jest to męczące, bo nie zrobi się zakupów za jednym zamachem.
Czego mi tu brakuje, to lokalnych sklepów spożywczych. Niemożna sobie pozwolić na pominięcie produktu na liście zakupów, bo wiąże się to z kolejną wycieczką do marketu.

Służba zdrowia. Można pomyśleć, że w takim kraju można liczyć na bardzo dobra opiekę, ale nic z tych rzeczy. Jestem przykładem, który miał już do czynienia z pogotowiem kilka razy i za każdym razem kończyło się traumą.
Pójście do ginekologa, okulisty, laryngologa wiąże się z wizytą u lekarza rodzinnego, który ma obowiązek przebadać Cię,  a pózniej ewentualnie wysłać do specjalisty. Niby jak w Polsce, ale tu nawet jeśli chcesz zapłacić za lekarza to nie ma takiej możliwości- nie ma prywatnych gabinetów. Przynajmniej jeśli chodzi o ginekologów. Co innego dentysta - ceny za jego usługi są kosmiczne. Jeśli pracodawca nie opłaca ekstra składek to pozostaje modlenie się o wieczne zdrowie.

Rozrywki - w Kanadzie alkohol w pubach sprzedawany jest do 2.00 a.m. same restauracje otwarte są do 2.30 w nocy. Nie będę obiektywna, ponieważ mieszkam w mieście typowo robotniczym i poddałam się z wyjściami w weekend. Przestałam się interesować czy coś ciekawego wydarzy sie przeciągu kilku miesięcy czy nie. 

Życie wydaje się stosunkowo tanie co do zarobków. Jest większy komfort psychiczny jak stać mnie na olej kokosowy, cukier kokosowy, daktyle, bataty, masło migdalowe, itp itd. Ale na imigracji życie rządzi się własnymi prawami i dla niektórych wciąż te produkty są drogie. Gdybym przeliczała wszystko co kupuje to chodziłabym głodna, goła i bez dachu nad głową. 
Wyjątkiem dla mnie jest utrzymanie telefonu. Tu ceny rachunków są wysokie. A, że Kanada jest wielkim krajem dzwonienie do innej prowincji jest naliczane jako połączenie długodystansowe. Oczywiście mówię tu o podstawowych planach komórkowych. Jeśli pojedziesz do innej prowincji prawdopodobnie spotkasz się ze stratą zasięgu.
Ciężko tutaj kupić sobie telefon. Nie ma jak w Polsce, że możesz kupić sobie kartę bez zbędnych umów. 
Ludzie tutaj żyją na kredyt. Za wszystko płacą kartą kredytową. Kiedy mówię ludziom, że nie posiadam jej to naprawdę są zaskoczeni. Ja osobiście tego nie potrzebuje, ale jeśli chodzi o kupno nieruchomości, samochodu to już inna bajka - trzeba wykazać zdolność kredytową, a poprzez używanie karty kredytowej, o ile regularnie ją się spłaca, jest to najłatwiejsza droga. 

Pogoda - jest zmienna i nieprzewidywalna jak kobiece humory. W Albercie, gdzie mieszkam, zima trwa 8 miesięcy. Zaczyna się we wrześniu, a kończy w maju. Będzie to moja piąta zima w Kanadzie i bywało różnie. Pierwszej w Albercie nie zapomnę nigdy. Była długa, sroga i bardzo śnieżna. Czasami droga na przystanek autobusowy był koszmarem. Metr śniegu i temperatura poniżej -20 stopni była przerażająca, ale przeżyłam. Z każdym rokiem jestem odporniejsza. Zapowiadają kolejną ciężką zimę.
Co do lata to oczywiście pierwsze było najpiękniejsze. Temperatura nie spadała poniżej 20 stopni. Co prawda było bardzo dużo burz, ale tylko w nocy, więc pogoda idealna. W dzień słońce, a później deszcz. W każdej prowincji jest inne powietrze. U mnie jest sucho, a np w Ontario jest wysoka wilgotność i ciężko przez to się oddycha.

A co do zmienności. Jednej godziny potrafi świecić słońce i jest  czyste niebo, po czym zaskakuje nagła ulewa.
Zdanie prawa jazdy niby jest proste. Wystarczy zdać teorię bez praktyki, i otrzymujesz prawo jazdy class 7, aby zacząć prowadzić samochód. Jedynym ważnym warunkiem jest to, że obok Ciebie musi siedzieć doświadczony kierowca, który posiada "plastik" z class 5.
Po roku czasu można zdawać na class 5, ale w tym momencie zdaje się teorię i praktykę. Nie jest wymagany kurs prawo jazdy.
Drogi są dużo lepsze niż w Polsce. W moim przypadku dojazd do pracy jest prosty. Wystarczy, że wjadę na autostradę i w ciągu 20 minut jestem na miejscu.
Co jest upierdliwe?
To to, że jak jest wypadek to momentalnie blokują całą drogę i powstają gigantyczne korki. Tak samo jak policja kogoś zatrzymuje. Blokują jeden pas i przejazd graniczy z cudem.
Mam wrażenie, że kierowcy mało co używają mózgu. Zdarzają się artyści, którzy jadą lewym pasem, mają taką samą prędkość co ci na prawym pasie. Jest to strasznie wkurzające, bo to brak szacunku dla kierowców, którzy się spieszą i mają ochotę na mandat ha ha.
Wielką zaletą tutejszych dróg jest to, że nie ma przy nich drzew ! Jak ludzie wypadają z drogi to mają przed sobą puste pole. Dzięki temu rzadko kiedy są śmiertelne wypadki.
Maksymalna prędkość to 110 km/h, wyjątkiem jest British Columbia, gdzie dozwolona prędkość to 120 km/h.
Czego mi tu brakuje?
Przydrożnych lokalnych barów. Jeśli wybierasz się na wycieczkę 400 km za miasto bądź nastawiony, że najbliższa stacja będzie po 150 km i trzeba liczyć się ze zjazdem z autostrady.

Każda prowincja lub terytorium ma swoje prawa, na przykład:
-podatki w każdej z nich są innej wartości; w Albercie jest to 5%,
-są inne zasady zdawania prawa jazdy,
-inaczej obchodzone są państwowe święta,

Kolejną rzecz to to, że niby jesteśmy w tym samym kraju, ale mamy różnicę czasową. Między Ontario, a Albertą jest +2 godziny, a między Albertą, a British Columbią -1.

A co mi osobiście dokucza w Kanadzie? Jest to bardziej osobista kwestia, ale wciąż męcząca. Język angielski i wielokulturowość.
Nie potrafię poradzić sobie z komunikacją z ludźmi. Frustruje mnie to, że nie potrafię w 100% wyrazić tego co czuje i o co mi chodzi.

Uprzejmość?

Na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że nie ma nic cudowniejszego niż panująca tu przyjacielska atmosfera. Każdy jest dla siebie miły. Na każdym kroku uśmiechy, powitania, klasyczne "Hi, how are you?" można uznać za rewelacje. Mi osobiście wychodzi to bokiem.
Czy naprawdę kasjerkę, która stoi dziesiątą godzinę za ladą obchodzi jak się mam? Czy mnie interesuje obca kobieta? Szczerze? Ani trochę. Trzymam się kurczowo tego komicznego schematu, bo trzeba się wtopić w tłum.
Prawda jest taka, że ci sami uprzejmi ludzie, którzy mówią do Ciebie ''dzień dobry" potrafią na Ciebie donieść bez chwili zastanowienia. A z jakiego powodu? Np. że samochód stoi w tym samym miejscu od kilku dni- rezultat mandat. Kolejny przykład- trawa jest za długa albo, że pies za głośno szczeka.
Jeśli naprawdę interesujesz się jak się mam to najpierw zapytasz czy wszystko w porządku, bo widzisz samochód od kilku dni lub nieskoszoną trawę, a nie donosisz.
Ale czego można oczekiwać od ludzi, którzy mają od małego zakodowane skarżenie.

Nie dziwne, że depresja jest tu dość wysoka. Ludzie nie potrafią poradzić sobie z problemami, które ich dopadają. Duszą w sobie całą złość, smutek, żal, niepowodzenie. Najłatwiejszym wyjściem jest wzięcie antydepresantów. To takie kanadyjskie. Zdziwilibyście się jak bardzo wypchane różnymi lekami potrafią być szafki kanadyjczyków.
Ale przedstawienie musi trwać " 'how are you-'good thank you,and you'- 'good, thank you.' "



Wielokulturowość?

Według mnie ten kraj nie ma swojej osobowości. Panuje chaos kulturowy. Mam wrażenie, że imigranci przejmują władzę nad Kanadą. Domagają się rzeczy niemożliwych, które w całym tym absurdzie, są akceptowane.
W gruncie rzeczy nie możesz powiedzieć tego co naprawdę myślisz, bo będzie to odczytane dwuznacznie i w każdej chwili może to być przejaw rasizmu, brak kultury, szacunku. Dlatego myślę, że Kanada za "x" lat będzie mieć, zamiast dwóch (angielski i francuski) języków urzędowych, a kilka więcej i nie będzie to polski ha ha ha.
No i są imigranci i imigranci. Nie mówi się o tym otwarcie, ale prawda jest taka, że każdego inaczej się traktuje.

Emigracja.

My Polacy mamy swoje odrębne zasady dotyczące pobytu w kraju liścia klonowego.
Prawo zmienia się kilka razy w roku, więc nie mogę wypowiedzieć się za dużo na ten temat.
Przeszłam przez kilka procesów wizowych:
-turystyczny,
-program IEC - można podjąć każdą pracę oprócz niani, chyba że masz ze sobą najświeższe specjalne badania lekarskie,
-praca jako niania - było dużo stresu i zachodu.
Jedynie co mogę powiedzieć, co jest nowe. Każdy kto chce wjechać do Kanady musi aplikować o tzw. ETA. Jest to papierek, który wypełnia się w kilka minut, kosztuje $12 i co jest dla mnie upierdliwe- opłata możliwa jest TYLKO przez kartę kredytową. Może i to już teraz zmienili.

Jeśli planujesz wyjechać na stałe do Kanady i dostaniesz upragniony stały pobyt to jest kilka  darmowych programów dla nowo przybyłych, między innymi kurs angielskiego. Śmieszne, bo ja jestem 5 lat i otrzymując stały pobyt wciąż będę świeżakiem.

Emigracja do tego kraju cieszy się powodzeniem, ponieważ tutejsi ludzie nie lubią pracować. Wymagają od pracodawcy nie wiadomo jakich zarobków, a sami z siebie nie dają nic szczególnego w zamian. Wolą siedzieć na zasiłku, bo lepiej się im to opłaca niż uczciwa ciężka praca.
Wielu z nich ma pretensje do imigrantów, że zabierane są im miejsca pracy, ale czy oni zrobili coś w tym kierunku żeby dostać to stanowisko?
Raczej powinno być im wstyd, że przybysze kontynuują tu edukację, walczą o przyszłość, starają się. Wiedzą, że nic za darmo nie ma. Potrafią śmiać się z cudzego akcentu, gardzić, zazdrościć. Strasznie mnie wkurza to, że nie widzą nic poza czubkiem własnego nosa.
Mi daje do myślenia fakt, że 80% z nich nie posiada paszportu! Trzymają się kurczowo własnego kraju jednocześnie nie szanują innych ludzi, którzy przyjeżdżają uczciwie zarobić na życie.
Prawda jest taka, że większość z nich nie zna swojego drugiego ojczystego języka, którym jest francuski. Poza swoim
angielskim nic szczególnego nie mają.
Wiadomo, że jest wielu takich co nie znają języka i nie wiem jakim cudem wciąż tu są i żyją z zasiłku. Pod tym względem kanadyjski system strasznie kuleje.

Na koniec mogę dodać to, że naprawdę są piękne miejsca w tym kraju. Jak góry -Canmore, Banff, Jasper, Golden czy sama cała British Columbia.
Piękne widoki- góry i ocean na jednym "obrazku".

Ale czy to wystarczy do szczęścia? Trudno powiedzieć. Wyjechałam w jakimś celu i muszę się tego trzymać.
Mimo wielu wątpliwości i chęci rezygnacji zaciskam zęby i robie swoje.



madziuchowe_life

Komentarze

  1. Zupełnie jakbym czytała o Wielkiej Brytanii. Nie wszystko jest takie samo jednak większość się pokrywa... niestety😖

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki już nasz biedny lost na emigracji :(

      Usuń
    2. Ooo, tak jak bym czytała o USA, tylko z ta roznica, ze sluzba zdrowia jest prywatna:/ co oznacza, ze niby masz ubezpieczenie, bo pracujesz, ale czesc i tak dopłacasz.Gorzej jak masz operacje...ja każdego dnia po jeździe autem cieszę się, ze nikt we mnie nie wjechał albo ja nie wjechalam w kogoś. Inaczej, z długiem medycznym bujalabym się chyba do końca życia;)

      Usuń
  2. Czytając to miałem wrażnie,że gdziekolwiek byś
    nie pojechałą było by tak samo.
    Nie miej praw do narzekań jeżeli wiedziałaś dokąd
    jedziesz.

    Wszystko ma swoje plusy i minusy, jeżeli nie umiesz się
    asymilować ze społeczeństwem to po prostu wróć do Polski.
    Bo ewidentnie przeszkadza ci kompletnie wszystko.

    Jak można się dziwić zmianą czasu oraz taryfami telefonicznymi
    przy tak duzych ogległościach...
    No z geografi jesteś słaba o czym sama wspomniałaś.
    Człowiek z polski wyjedzie ale mentalność i narzekanie zostają.

    Nie można winić swiata za własne nieszczeście życiowe.
    Wszystko co tam jest w zupełności wystarczy a nawet wszystkiego
    jest nadmiar. Jeżeli doceniasz tylko widoki to zacznij od zmiany samej
    siebie a nie wszystkiego w okol. Nie tu leży problem
    twoich roszczeniowych dywagacji...

    Ps. Strasznie sie to czyta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobne odczucia, że strasznie się to czyta, a najsmutniejszy jest fakt kiedy ma się problem z czytaniem ze zrozumieniem. Następnym razem jeśli już tak obszernie opisujesz moją osobę to proszę podpisać się z imienia i nazwiska, bo anonimowo każdy jest mocny :) Serdecznie pozdrawiam ! :)

      Usuń
    2. Przeczytałam wpis i rzeczywiście pod większością rzeczy mogę się podpisać, mimo że mieszkam w USA. Też mnie długo wkurzały te uśmiechnięte powierzchowne twarze, ale potem sobie zdałam sprawę, że wolę jak się ktoś do mnie uśmiecha, a może w głębi duszy ma mnie w dupie niż jak mi pluję twarz i hejtuje bez żadnej krępacji (patrz Polska). Nadal wkurzam się na opiekę medyczną w USA, bo jednak to jest przerażające, że z powodu poważnej operacji można zbankrutować. Jednak jak pomyślę o tym, że dostajesz to, za co płacisz, to jakoś mi lepiej, bo wtedy wiem, że to ja kontrolę swój los, a nie liczę na pomoc czyjąś, że ktoś gdzieś mi da - przykład Polski. Można wiele rzeczy negatywnie postrzegać w Kanadzie czy w USA, ale jedno trzeba im przyznać - mają dobre nastawienie i prą do przodu. Niestety mamy ciężko jako Polacy, bo przyjeżdżamy z postkomunistycznego państwa wprost do epicentrum krwiożerczego kapitalizmu. Zupełnie inne wartości, ta polska bierność i niezadowolenie. Jednak myślę, że trzeba jednak zmienić nastawienie i pomyśleć o tym, co możemy zmienić. Na przykład ja jestem bardzo wdzięczna, że mogę zacząć od nowa. W każdym wieku można zacząć od nowa i nikogo to tutaj nie dziwi. W Pl jak się zmienia zawód jak się ma 25 lat, to już to jest postrzegane jako skrajnie nieodpowiedzialne, a co dopiero w okolicach 40-stki czy 50-tki. Głowa do góry! Wspierajmy się i nie pozwólmy, by nas trudności dobiły:)

      Usuń
  3. Powyżej mnie komentarz prawdziwego hejtera. Nie przejmuj się, taki osobnik to super sprawa, robi za 10 fanów, za tysiąc zwykłych czytelników. Jak chcesz go przehandlować to biorę go w ciemno na mojego bloga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuje bardzo, biorę go na klatę :) Uwielbiam anonimów! Mam wrażenie, że nawet się z "blogggerem" znam :)

      Usuń
  4. Magdalenko... jak to sie mowi polskim przyslowiem: Chojrak w necie p.... w swiecie....
    IP nie bylo trudne do namierzenia... owy hejter mieszka w Twoim miescie :-) powiem wiecej...jest to kobieta :-D a skad to wiem? ta sama ktora wchodzac na Twoj profil na insta nie zdaje sobie sprawy ze TY to widzisz za kazdym razem...teraz zakladajac profil fikcyjny tylko po to by wyzygac swoja zlosc udowadnia ze demon przeszlosci ja przesladuje....no coz...
    Zaspiewajmy jej razem piosenke z filmu "frozen" .... Let it go, let it go....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ps. a ja sie bawie w anonima...;-) chociaz Ty wiesz kim jestem....ale niech sie teraz bloggger pobawi w zgaduj zgadule bo widac ciekawszych rzeczy do roboty nie ma za wiele ;-) ciumaski!

      Usuń
  5. Życie w Kanadzie jak wszędzie na emigracji. Myślałam, że tam jest inaczej, ale jak zwykle się pomyliłam. Podobnie żyje się moim siostrom w Norwegii tzn. teraz już jedna tylko tam mieszka. Druga wróciła bo miała dość bycia obcą, do tego Norwedzy byli bardzo zazdrości, że polaczek potrafił kupić mieszkanie, wyremontować je w 3 miesiące, i do tego nowe auto kupić. Porażka totalna! Nie raz siostra miała oplute drzwi od mieszkania, czy podrapaną tabliczkę z nazwiskiem, ale spotkaj kogoś na klatce to uśmiech im z twarzy nie schodził..
    Także życie na emigracji nie jest łatwe, wiem coś o tym.
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję Twojej siostrze. Mnie na szczęście takie przykrości ominely, ale również unikam ludzi 😊

      Usuń
  6. Trafiłam do Ciebie przypadkiem, czytam, widzę zakładka Kanada i proszę, pierwszy wpis na jaki trafiam i już widzę, że mam do czynienia z uczciwym człowiekiem :P Heh, ja w Kanadzie jestem dopiero od 3 lat, ale część przemyśleń mam podobnych. Szczególnie o tej depresji, uważam - że to spory problem w Kanadzie, ale nikt o tym nie mówi. Same "och" i "ach" :). A z tym skarżeniem to też tego nie rozumiem, ale tutaj tak jest, że w imię wzajemnych relacji, donosisz anonimowo wyżej, a nie załatwisz nic sam. Ehh...wejdziesz między wrony, musisz krakać ....Nie próbuj tylko tego zmieniać. Pozdrawiam serdecznie z NS.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja chyba się domyślam skąd może wynikać to całe "skarżenie". Nie wiem nic o Kanadzie, ale, na przykład w Stanach ludzie boją się konfrontacji oko w oko. Wydaje mi się, że stoi za tym kilka przyczyn: 1) nigdy nie wiesz czy nie będziesz robić z tą osobą biznesu, więc lepiej nie mieć wroga, 2) nie wiadomo tak naprawdę z kim masz do czynienia, bo jeśli zwrócisz uwagę, a się nic nie wydarzy- to już ta osoba wie, że miałeś pretensję i potencjalnie stajesz się wrogiem, a 3) tutaj broń jest legalna, stosunkowo łatwo dostać na nią pozwolenie, a nigdy nie wiesz co komuś przyjdzie do głowy, no i chyba 4) tutaj jest myślenie, że skoro policja pilnuje porządki, to do niej się w tej sprawie dzwoni tak samo jak dzwoni się na ochronę, gdy sąsiad nagle w nocy wierci wiertarką itp.

      Usuń
    2. Dzięki Wam za Wasze komentarze. Miło, że znajdą się tu osoby, które podzielają moje zdanie w niektórych aspektach. Dzięki temu wiem, że nie jestem sama i nie zwarialowam 😊

      Usuń
  7. Bardzo ciekawy post pokazujący prawdziwą twarz emigracji. Szkoda tylko, że tak Ci musi być ciężko. Masz prawo narzekać, pracujesz, utrzymujesz się i nikomu krzywdy nie robisz. Ja za granicą bywałam tylko na wakacjach ale zawsze byłam szczęśliwa z powrotu, ponieważ ciężko mi się dostosować do inności. Jakbym była na Twoim miejscu to bym się załamała, jestem na to za słaba.
    Życzę Ci samych dobrych chwil.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

#49 RECENZJA "Nie ufaj nikomu" Kathryn Croft

#48 RECENZJA "Zerwa" (Tom V) Remigiusz Mróz

#56 RECENZJA " Orphan X. Człowiek znikąd"(Tom II) Gregg Hurwitz