Kompleksy

Chyba każdy z nas je ma, prawda?
Mniejsze lub większe, ale jednak są. Ciężko je przydzielać do któreś z grup, ponieważ odczuwamy je na swoim poziomie. Dla niektórych kompleks, który dla nas jest wielki i zawstydzający, dla innych będzie błahym i małostkowym.

Druga sprawa, że CZAS jest tu ważnym czynnikiem. Z czasem słabości blakną lub nasilają się.

Postanowiłam tutaj napisać o swoim kompleksie i jak to z nim jest. Według mnie jest duży i problematyczny. Zaczęło się w trakcie dojrzewania. Nie miałam na to najmniejszego wpływu.
Byłam bardzo wrażliwa na jakiekolwiek przytyki lub żarciki.
No więc w podstawówce miałam ksywkę "Deska". Strasznie nad tym ubolewałam. Byłam zrozpaczona za każdym razem jak padało to słowo. Nie umiałam sobie z tym poradzić. Nieraz wracałam do domu ze łzami w oczach. Nie docierało do 10-latki, że z czasem to wszystko ucichnie.
Marzeniem były "cyce" jak donice. No i stało się. Z przejściem do gimnazjum, po wakacjach wracałam już z pokaźnym dekoltem. Chwilowa duma została zachwiana, ponieważ moim rówieśnikom "ON" nie spodobał się i dostałam nowy pseudonim "Cycata". Myślałam, że się wykończę. To było prawdziwe przekleństwo. Nawet próbowałam oszczędzać na operację pomniejszającą biust, no ale jest ponoć niebezpieczniejsza niż powiększanie.

Biust był i jest wciąż dla mnie uciążliwym problemem. 15 lat temu nie mogłam swobodnie biegać i poruszać się, bo cyce latały na każdą stronę świata. Była to moja najgorsza część ciała! Nienawidziłam ich z całego serca. Nie nosiłam dekoltów, rzadko kiedy pojawiałam się w stroju kąpielowym. Byłam nim bardzo zawstydzona. Nie zapomnę sytuacji, kiedy byliśmy nad morzem , moja siostra wpadła na pomysł rozpięcia mi biustonosza i tak sobie leżałam, w morzu przykrywana przez fale, piszcząc przytrzymując strój. Koszmar !

Chyba dopiero w liceum zaczęłam się do niego przyzwyczajać i traktować jako zaletę. Na salony wjechały dekolty i minimalna pewność siebie. Tu z kolei pojawi się zabawna historia. Uczestnicząc w brydżowym turnieju z koleżanką postanowiłyśmy iść grać prosto z plaży w strojach kąpielowych. Wszystko ładnie pięknie, ale niestety Pani Sędzia wyprosiła nas z sali za niekompletne odzienie. Oczywiście stwierdziłyśmy, że była zazdrosna bo w końcu kobieta !

Lata leciały, a kompleks malał pomimo ciężaru, które było i jest wciąż męczące. Wkurza mnie czasami fakt, że nie mogę kupić sobie biustonosza w La Senza czy Victoria Sercet, ponieważ zwyczajnie nie ma mojego rozmiaru.  To samo dotyczy ciuchów. Nie mogę ubrać fajnych bluzek czy sukienek, gdyż wyglądam potwornie z moim biustem. Muszę ostrożnie dobierać ubrania.  Łatwiej kupić mi buty czy torebki 🙂
A jeszcze łatwiej książki😃

Jest to dość spore obciążenie, ale da się z tym żyć. Wystarczy nabrać do tego dystansu i znaleźć swój sposób na to. Na wszystko jest rozwiązanie. Pojawia się wcześniej czy później, ale gwarantuje że naprawdę można żyć ze swoimi kompleksami, a z czasem nawet wydają się groteskowe 😀

A jakie Wy macie kompleksy?



madziuchowe_life





Komentarze

  1. Ja chyba od razu wskoczyłam na poziom "krasula" i choć nie przeszkadzały mi zaczepki kolegów, bo jako charakterna osobą umiałam się "odszczekać", to faktycznie problemem było znalezienie odpowiedniego ubrania, żeby nie podkreślać tego i owego. Do dzisiaj tłumaczę niektóre bluzki i sukienki po prosu są nie dla mnie. Trochę byłam zaskoczona, jak dużo kobiet w Kanadzie nie ma dobrego biustonosza i w ogóle, że nie jest o nie tak łatwo jak w UK czy USA. Naiwnie liczyłam, że kupię sobie tutaj Freya lub Panache za pół ceny ....taaaa. No niestety, zapomnij hehe. Ale nie o tym chciałam napisać :) Zawsze mi się wydawało, że powinnam ważyć mniej. Nawet jak miałam świetna figurę (zdjęcia nie kłamią :P) to mówiłam sobie, że trzeba coś tam zrzucić. I tak sobie myślę, że to jedna z większych głupot babskich ...narzekamy na siebie dzisiaj, żeby za 10 lat obejrzeć zdjęcie i powiedzieć. Kurdę, co mi się nie podobało, było bardzo fajnie ...i tak całe życie do 90 :) Żyjemy wyobrażeniem siebie z przeszłości albo przyszłości a to dzisiaj po prostu nie istnieje. A tymczasem - i tutaj posłużę się cytatem:
    „Piękno to stan, który jest składnikiem ducha.
    Piękno jest w duchu, piękne nie są oczy, ale bijący z nich blask.
    Ono jest częścią wewnętrznych światów”.

    [Limoncello, Joana Bonet]
    Piękno jest w Tobie. Dlatego można być fizycznie pięknym, a brzydkim w środku i odwrotnie. I coś mi się wydaję, że tylko dbanie o piękno wewnętrzne ma głębszy sens.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

#49 RECENZJA "Nie ufaj nikomu" Kathryn Croft

#48 RECENZJA "Zerwa" (Tom V) Remigiusz Mróz

#55 RECENZJA "Chłopiec, który widział" (Tom II) Simon Toyne