Cygańskie życie

Całkiem niedawno uzmysłowiłam sobie, że moje życie trochę przypomina takie mini cygańskie.

A dlaczego? 30-tka goni mnie nieubłaganie, a mój los nie ma żadnej spójności.
Mija 10 lat jak żyje pod hasłem "lokatorka". Początki były fajne. Wtedy to było coś nowego, coś innego. Po maturze chciało się spakować i jak najszybciej ulotnić się. Tak spędziłam 2 lata w Poznaniu. Życie studenckie przynosiło coraz to nowsze doświadczenia. Bywało raz lepiej raz gorzej, ale wiadomo z dala od rodziny i ahoj przygodo. Oczywiście, wszystko miało swoje granice i z rozsądkiem.
No, ale kiedyś to było kiedyś. Uważam, że każdy powinien liznąć takiego życia.

Teraz to już całkiem inna historia. Tak jak wspomniałam swój wiek mnie nie oszuka, a życie w Kanadzie nie ułatwia sprawy. Co innego mieszkać sobie w Europie, a co innego wyjechać gdzieś dalej, gdzie przepisy imigracyjne to czarna magia, więc wielkie brawa dla tych wytrwałych, którym udało się to pozytywnie zakończyć.
Przyjeżdżając tutaj, najpierw szukasz pracy i jak najtańszego pokoju. Nieważne gdzie, byleby był dach nad głową. No i naiwnie myślisz, że wśród "swoich" to najlepiej. Błąd - od rodaków jak najdalej. Jest wiele powodów, ale powiedzmy, że wśród swoich nie nauczysz się języka.
Jak już zacznie się układać to zmienia się na coś lepszego, oczywiście dalej chce się żyć "swojsko".
No, ale nigdy nie zapomina się o tym, że wciąż nie ma się jasnej sprawy z pobytem w Kanadzie. Goni się za każdą okazją, która pozwala Ci tu zostać. Żyje się w niepewności z każdym procesem wizowym, bo nie wiadomo czy tym razem uda się. Wiąże się to również z niemałymi kosztami, a jeszcze wpadnij w ręce tzw."konsultantów imigracyjnych"- mi się udało ich pominąć.
No, ale wracając do tematu. Czeka się, ma się nadzieję, ale czasem dopadają wątpliwości. W moim przypadku częściej pojawiają się myśli aby spakować się i wyjechać stąd jak najdalej. Żyje w totalnym zawieszeniu.
Nie można w nic zainwestować - kupno mieszkania, fajnego samochodu, itp itd. Po pierwsze ma się ograniczenia wizowe, pewnie można kupić sobie mieszkanie, jacht, auto, ale trzeba to spłacić z dniem wygaśnięcia wizy. Można pomarzyć. Po drugie nie ryzykujesz póki nie ma się klarownej sytuacji.
Nawet nie można ruszyć się na wakacje, bo trzeba liczyć się z tym, że mogą nie wpuścić z powrotem pomimo ważnej wizy.
Tak więc ma się taką sytuację, że mieszka się z lokatorami... Póki jest się singlem to wszystko jedno, ale w związku to raczej myśli się o czymś swoim, prywatnym.
Bo ile można mieszkać z lokatorami??? A naprawdę tu w Kanadzie to różnych asów spotykało się, np.: potrafili kraść jedzenie, proszek, nawet wyprowadzając się zawinęli coś z kuchni czy z garażu. Porażka. Frustrował fakt, że sięgasz do szafki, a tam czegoś brakuje.
Porządek- to chyba koszmar każdego wynajmującego. Mam na myśli, tych co lubią porządek i czystość. Trudno jest dogadać się z brudasami i leniami. Ja uważam, że jak chce się mieszkać w brudzie to robi się go tak żeby nikt inny nie musiał tego znosić.
Jest wiele rzeczy, które chciałoby się zmienić, zrobić, zaplanować... Nie mogę zrobić nic z tych rzeczy. Próbowałam z dekoracją- co jakiś czas coś zmieniam żeby choć trochę poczuć się jak u siebie. Totalnie to nie działa.

Trwa to tak piąty rok, a ja widzę że to nie ma szans na zmianę. Wiadomo, człowiek musi być cierpliwy, itp itd. bla bla bla.  A dla mnie to takie bezcelowe.
Chcesz czy nie, obserwujesz swoich znajomych, rodzinę jak mają dzieci, własne mieszkania, w miarę stabilną prace,
 a co ja mam? Chyba tylko pier***ca. Ok, jest jedna rzecz, która pozwoliła poczuć się trochę lepiej, a mianowicie zrobienie prawo jazdy. Tyle, a może aż tyle?

Czuje się jak cyganka- ciągle na walizkach.
I tak sobie doszłam do wniosku, jeśli ma to tak wyglądać to czy po prostu nie byłoby lepiej przestawić się na taki tryb życia?
No bo co szkodzi, spakować się i ruszyć dalej? Rodziny nie mam,  a z domu rodzinnego potrafiłam już wyfrunąć, więc to nie problem.
Co mnie powstrzymuje? Chyba brak tych przysłowiowych "jaj".
Może też myśl o kolejnej poniesionej porażki. Strach przed zaczęciem wszystkiego od początku. Uczyć się żyć na nowo- choć z tym to raczej nie mam problemu. Umiem szybko przystosować się do nowych zasad.
Mam nadzieję, że kiedyś zbiorę się w sobie i uda mi się spełnić wszystkie moje marzenia i żeby nie było za późno, a ten koczowniczy tryb życia opłaci się.

Póki co, to chwilowa niemoc i dekoncentracja życiowa trzyma się mnie.

Pisząc ten post, pierwszy raz słucham muzyki i padło na "Naprawimy to" Grubson heh.



madziuchowe_life

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

#49 RECENZJA "Nie ufaj nikomu" Kathryn Croft

#48 RECENZJA "Zerwa" (Tom V) Remigiusz Mróz

#55 RECENZJA "Chłopiec, który widział" (Tom II) Simon Toyne